Nie przestaje mnie zadziwiać widok kobiet wykonujących najcięższe prace fizyczne. Niesamowite, że w kraju gdzie są one czczone i otaczane szczególną opieką można zobaczyć je pracujące przy budowie dróg i domów. Widok jest przejmujący – to tak jakby Ślązaczkę ubrać w ludowy strój, dać łopatę i kazać budować autostradę. Jechaliśmy dzisiaj z Rankpur do Udaipur wzdłuż nowo budowanej drogi szybkiego ruchu, która przecina okoliczne szczyty jak nóż tort. Jest to budowa zakrojona na szeroką skalę - ciągnie się przez wiele kilometrów. Nie mogłem oderwać oczu od kobiet w jaskrawokolorowych sari noszących na głowach naczynia z cementem, czy zamiatających drogę przed maszyną układającą asfalt. Wydaje się, że w Indiach na budowach przeważa wykorzystanie pracy ręcznej. Maszyny są tu bardzo rzadko spotykane i wykorzystywane tylko do najcięższych zadań. Nie powinno to jednak dziwić – przecież w Indiach mieszka prawie miliard ludzi, a w samym tylko Rajastanie około 60 milionów.
Jadąc przez zielone wzgórza miałem wrażenie, ze poruszamy się po wielkiej, tropikalnej dżungli. Wjeżdżając do Udaipuru niestety trzeba opuścić soczyste doliny i szczyty i wrócić do zgiełku indyjskich miast.
Udaipur – najbardziej romantyczne miasto Rajastanu, malowniczo położone nad jeziorem Pichola jest znane z kompleksu pałacowego na wodzie i na jego brzegach. Pałace zbudowane są z białego marmuru – jutro się tam wybieramy. Wjeżdżając do tego pięknego miasta odwiedziliśmy ogrody Sahelion – ki – bari założone przez maharadżę Sangrama Singh II w XVIII wieku. Są one pełne kolorowych orchidei i palm, jakie u nas można spotkać w palmiarniach.
Popołudniu Mahindra zawiózł nas do dzielnicy Lal Ghat. Zachwycaliśmy się miejscową sztuką i planowaliśmy zakupy prezentów. Nie wiem czy to zobojętnienie i przyzwyczajenie, ale nie zwracam już uwagi na brud na ulicach. To miasto wydaje mi się o wiele czystsze i schludniejsze od poprzednich.
Idąc wąską uliczką po raz pierwszy natknąłem się na słonie – taksówki. Człowiek czuje się nieswojo, gdy nie jest przyzwyczajony i musi się minąć z takim ogromnym zwierzęciem o centymetry. Słonie maja niesamowite oczy. Małe, białe(bardzo dobrze odznaczają się na tle ciemnoszarej skóry) i wydaje mi się, że drzemie w nich niesamowita moc, a jednocześnie spokój. Chyba rozumiem już dlaczego opisuje się je jako zwierzęta inteligentne i pamiętliwe – widać te cechy w ich spojrzeniu.
Wczoraj wieczorem byłem na spacerze wzdłuż jeziora Pichola – było pięknie. Podświetlone pałace i hotele odbijały się w wodzie, było ciepło, ale nie upalnie i co najważniejsze mogłem obserwować życie w Indiach po zmroku. Ludzie tłumnie wylegli na ulice, siedzieli na murkach, dobrze się bawili i odpoczywali. Zakochani trzymali się za ręce, obejmowali się. Nikt nie krępował się w okazywaniu uczuć(choć daleko było temu do wylewności jaką można zaobserwować w miastach europejskich). Obraz Hindusów okazujących sobie uczucia w miejscu publicznym jest prawie niemożliwy do zaobserwowania, więc tym bardziej wczorajszy spacer był cennym doświadczeniem.
Dzisiaj odwiedziliśmy miejski pałac i muzeum. Ten największy pałac Rajastanu wybudowany przez maharadżę Udai Singh II zachwyca paletą barw (okna z witrażami we wszystkich kolorach tęczy) i przepięknymi płaskorzeźbami przedstawiającymi pawie – ulubione, arystokratyczne ptaki Rajastanu. Pawie swoim ubarwieniem idealnie wpisują się w bogate wnętrza pałacowe. Z pałacu rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na wyspy Jagniwas i Jagmandir, na których maharadżowie wybudowali wspaniałe pałace na wodzie z białego marmuru.