Noc na pustyni była przyjemną odmianą po hałaśliwych pokojach hotelowych. Cisza, spokój, księżyc, gwiazdy i piasek - wszędobylski - chyba jeszcze długo będę go znajdował w ubraniach, włosach i plecaku. Nie mogę się doczekać prysznica.
Z nieba leje się żar, z turystów stróżki potu, a z ust miejscowych kupców wypływa potok słów:
„Hello mister, how are you?
What is your name?
I sell good clothes, souvenirs – beautiful and very good quality, cheap.
Would you like to see? Mister please, please! No? Mister please…" etc.
Stare miasto Jaisalmer wraz z fortem położonym na wysokim wzgórzu Tirkuta było kiedyś ważnym punktem na szlaku handlarzy wielbłądami. Takiej rezydencji nie powstydziłby się żaden władca. Monumentalne ściany fortu wybudowane w połowie XII wieku zapierają dech w piersiach - zwłaszcza, gdy patrzymy z góry na dół. Niestety cywilizacja i postęp niszczy to, co oparło się upływającemu czasowi - w ciągu ostatnich 15 lat fort stracił 5 bastylii z powodu zbyt ciężkiej zabudowy wewnętrznej. Nic nie wskazuje na to żeby ta smutna samowola budowlana miała ulec ograniczeniu w najbliższej przyszłości. Jaisalmer naprawdę sprawia wrażenie złotego miasta - efekt ten wywołuje budulec użyty do wznoszenia wszystkich budynków w okolicy - żółty piaskowiec. Wąskie i strome uliczki Starego Miasta, ślepe zaułki i fantazyjne ornamenty na ścianach havelis potęgują tylko wrażenie, że jesteśmy w jakimś onirycznym świecie.
Z tarasu restauracji w której właśnie jestem, roztacza się magiczny widok. Widok, który łączy tradycję z nowoczesnością. Widok, na którym nad starym, złotym miastem górują ogromne skrzydła wiatraków elektrowni wiatrowej. Widok, który ukazuje cały paradoks Indii. Stare, zabytkowe miasta pamiętające pierwszych maharadżów sąsiadują ze zdobyczami najnowocześniejszej techniki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie widok jaki uderza nas na ulicach miast. Rynsztok, brud, krowie odchody, bieda i smród. Obok, kilka kilometrów dalej, cuda techniki XXI wieku. Takie właśnie są Indie. Nawet najbiedniejszy mieszkaniec pustyni może mieć najnowszy model telefonu komórkowego - jeśli tylko uzbiera na niego odpowiednią sumę Rupii. Nawet w najstarszych murach pamiętających XII wiek możemy natknąć się na kafejkę internetową. Takie właśnie są Indie - kraina kontrastów.
Dzisiaj rano wyjechaliśmy z Jaisalmer. Kierunek Jodhpur – niebieskie miasto. Wcześniej odwiedzamy Barabaghn- kompleks grobowców maharadżów Jaisalmer. Niszczejące grobowce z piaskowca na tle imponującej elektrowni wiatrowej. Odwiedzamy także dwie świątynie- Ludarwa i Amarsagar. Pierwsza poświęcona jest kobrze i Thirtankar. Thirtankar ma 40 postaci(jednak zawsze przedstawiany jest w pozycji siedzącej) - bardzo podobnych do siebie(można je rozpoznać bo symbolu umieszczanym pod skrzyżowanymi nogami). Druga to świątynia poświęcona świętemu drzewu, które rośnie w jej centralnym punkcie i jest dokładnie obudowane ażurową konstrukcją z kamienia.