Geoblog.pl    tomekkoniu    Podróże    Indie - Rajastan i Ladakh    Strach ma przekrwione oczy
Zwiń mapę
2007
25
lip

Strach ma przekrwione oczy

 
Indie
Indie, New Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6380 km
 
Nie potrafię nawet zebrać myśli. Leżę nieruchomo na łóżku i boję się oddychać pełną piersią, a przecież mam tu spędzić prawie półtora miesiąca.

Pierwszy smak Indii. Lepkie, wrzące i słodkie powietrze, które uderza z impetem tuż za progiem klimatyzowanego samolotu. Czuję się jakbym stał w zaparowanej łazience, ciężko oddycham, pocę się, nozdrza badają pierwsze zapachy Indii. Jeszcze tylko przenikliwe spojrzenie celnika, wypełnienie karty pobytu turysty i wychodzę na zewnątrz. Godzina 12:30 czasu lokalnego. Jestem w Indiach!

Taksówki. Pełno taksówek. Wszystkie trąbią, ale nie jest to trąbienie znane z europejskich ulic. Uszy zalewa potok dźwięków - piskliwy i drażniący. Gdybym jeszcze widział jakiś sens w tym nieustannym używaniu klaksonów.

Zamykam oczy - nie dlatego, że chce mi się spać. Zamykam i widzę obrazy, które spowodowały, że po raz pierwszy od wyjazdu z Siemianowic poczułem dreszcze na plecach. Nie były one spowodowane podnieceniem, czy zachwytem. Strach. Paraliżujący strach. Wszystko było w porządku do czasu, gdy nie wjechaliśmy do Paharganj - najbiedniejszej dzielnicy w stolicy Indii. Siedziałem w mikroskopijnym samochodzie jak na szpilkach. Kierowca uśmiechał się od ucha do ucha, a ja z przerażeniem obserwowałem mijane slumsy, góry śmieci ciągnące się wzdłuż drogi, niezliczoną ilość krów i ludzi śpiących na ulicach. Nie wiem, czy w ciągu dnia ta podróż byłaby mniej przerażająca. Nic nie wiem.

Leżę, patrzę w sufit, na którym jednostajnie obraca się wentylator(robi przy tym niesamowity hałas) i myślę o następnych 7 tygodniach.


Pierwszy dzień w Indiach, pierwszy dzień w Delhi. Dziewiczy spacer po tym mieście zakończył się po 15 minutach. W chwili, gdy przekroczyłem próg hotelu dopadła mnie cała wataha kupców, żebraków i rikszarzy. Wszyscy czegoś chcieli. Sprzedać, pomóc, oprowadzić po mieście, pokazać dobrą restauracje, wyciągnąć kilka rupii na jedzenie, załatwić transport. Ogarnęła mnie mała panika, którą potęgował lejący się z nieba żar, odurzający smród i wyzierająca z każdego zakamarka ulicy bieda.

Jeden z namolnych Hindusów oferujący usługi transportowe miał przekrwione oczy, braki w uzębieniu i kruczoczarne, zmierzwione włosy. Wyglądał upiornie. Obraz ten dopełniały dwa różne klapki i słowotok - łamana angielszczyzna z dziwnym akcentem. Przekonywał mnie, że tylko jego kolega może mnie bezpiecznie przewieźć po mieście, że na każdym kroku czai się oszust, że chwila nieuwagi wystarczy, by na moim bucie wyląduje krowie łajno. O zgrozo! Nie wiem czy gorsze były wizje, jakie przede mną roztaczał, czy on sam. Nie reagował na prośby, ani groźby i krzyki. Szedł za mną jak cień. Uciekłem do hotelu.

Słyszałem, że para Szwedów z mojego hotelu przez tydzień nie wyszła z pokoju po przyjeździe do Indii. Tak silny wstrząs przeżyli.

Podobno do orientu trzeba się przyzwyczaić, ale jak można się przyzwyczaić do widoku ekstremalnej biedy, do brudu, czy do ulic które przypominają wielkie wypisko śmieci? Europejczyk nie jest w stanie do tego przywyknąć w kilka chwil-na to potrzeba czasu(chyba). Trzeba zapomnieć. Zapomnieć o perfumowanych ulicach, sterylnych restauracjach i normalnym ruchu ulicznym. Trzeba zapomnieć i spojrzeć na ten niesamowity świat oczami Hindusa. Człowieka, który widzi bar szybkiej obsługi tam, gdzie my widzimy rynsztok. Człowieka, który bez nerwów podróżuje motorem po ruchliwej jezdni, drodze która wydaje się być makabryczną rewią- nie ma pasów ruchu, nikt nie używa kierunkowskazów, wszyscy trąbią, a jednak mijają się bezkolizyjnie, w ekwilibrystyczny sposób.

Zgodnie z moim planem chcę objechać Rajastan - spędzić 16 dni w krainie książąt Rajput. Potem samolotem lecę do Leh.

U Ramana - właściciela hotelu i jednocześnie agencji turystycznej spotykam dwoje turystów. Mam szczęście - mają podobne plany do moich. Razem wynajmujemy samochód z kierowcą na ponad dwa tygodnie.

Odwiedzam muzeum Mahatma Gandhiego. Ciężko było skupić się na jego naukach oraz filozofii pełnej miłości, dobra i serdeczności, gdy za oknem roztaczał się przerażający obraz biedy i nędzy. Z muzeum udałem się pod India Gate - 42 metrowy monument upamiętniający 90 tysięcy indyjskich żołnierzy, którzy zginęli w pierwszej wojnie światowej. Na koniec hinduska świątynia Lakshmi Narayan. Robienie zdjęć zabronione - przed wejściem stoi bramka do wykrywania metalu i groźny ochroniarz z karabinem półautomatycznym. Nawet turysta z aparatem w komórce się nie prześliźnie. Kolorowa świątynia(kremowo-bordowa) pełna jest tęczowych ołtarzy-Ganesha, Shivy, matki Durgi i innych bogów hinduskich.

Po zwiedzaniu przyszedł czas na pierwszy posiłek - wybór miał dużo wspólnego z loterią(co sprawiało, że był jeszcze bardziej ekscytujący), mimo anglojęzycznego menu. Kurczak Tandoori był piekielnie ostry, ale łagodny smak ryżu gasił pożar na moim podniebieniu. Gdy ochłonąłem i wypiłem litr wody mineralnej doszedłem do wniosku, że był bardzo smaczny.

Drugie podejście do spaceru było bardziej udane. Dochodzę jednak do wniosku, że miejscowi nie uznają takiej formy spędzania wolnego czasu. Godzina spędzona na ulicach Paharganj była męczarnią-ciągłe przeciskanie się przez tłumy ludzi, omijanie krów i wszelakiej maści natarczywych oszustów wymęczyło mnie bardziej niż całodniowa wycieczka w góry.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tomekkoniu
Tomasz Konieczny
zwiedził 3% świata (6 państw)
Zasoby: 51 wpisów51 3 komentarze3 405 zdjęć405 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.07.2007 - 09.09.2007
 
 
24.06.2006 - 24.09.2006
 
 
28.09.2008 - 06.10.2008